Leniwie stawiałam kroki, unikając co większych kamieni. Ciepły zefirek smagał moją grzywkę, rozwiewając czarne kosmyki po pysku. Kiedy znalazłam się dość blisko brzegu jeziora, usiadłam i zaczęłam wpatrywać się w rozchodzące się fale. -Sama, sama, sama... jak zwykle.- Powiedziałam sama do siebie i zrezygnowana opadłam na głaz.
Głos stojącej za mną wilczycy wyrwał mnie z zamyślenia. Wystraszona, podskoczyłam na równe nogi i odwróciłam się w jej kierunku. -Przestraszyłaś mnie... Zaczęłam przyglądać się stojącej za mną waderze. Zauważyłam wielkie, białe skrzydła spoczywające na jej ciele. Niepewna podeszłam parę kroków bliżej, by się jej przyjrzeć. -Jestem Valthienne... nowa tutaj. Usiadłam parę metrów przed nią.
- Ach... dziękuję. Lekko uśmiechnęła się do wilczycy. - Tak jakoś pasujesz mi na alphę, czy ty czasem nią nie jesteś? Przesunęłam się, robiąc miejsce dla Krystal.
- Miałam nią być, ale... eh, nie ważne. Ja chyba wracam do katedry. Ta ciemna, stara komnata na mnie czeka. Podniosłam się i leniwym krokiem ruszyłam przed siebie. Jeszcze na chwilę się zatrzymałam. -Miło cię było poznać, Krystal. Zawsze możesz odwiedzić mnie w katedrze. Drzewa Dusz powiedzą ci, jak do mnie trafić. Do zobaczenia... Pobiegłam przed siebie, a w oku zakręciła mi się łza.